Rozpoczął się proces Justyny Wydrzyńskiej, działaczki aborcyjnej, która przekazała pigułki aborcyjne kobiecie w ciąży. To bardzo ważne wydarzenie – wyrok pokaże czy aborcja na życzenie w Polsce faktycznie jest zakazana, czy zakazana jest tylko na papierze. W mediach można przeczytać wiele tendencyjnych relacji z procesu, dlatego warto poznać fakty. Justyna Wydrzyńska nie pomogła w aborcji raz, spontanicznie pod wpływem emocji, jak to można było usłyszeć podczas rozprawy czy przeczytać w mediach.
Ona od 16 lat pomaga w nielegalnym zabijaniu nienarodzonych dzieci. Jej organizacja chwali się, że pomaga w uśmiercaniu tysięcy dzieci rocznie. To ta organizacja szeroko promowała hasło „aborcja jest OK”, codziennie publikuje nowe wpisy, w którym przedstawia aborcję w taki sposób, jakby chodziło o czynność typu obcięcie paznokci oraz przede wszystkim zarządza telefonem śmierci. W jednym z wywiadów Pani Wydrzyńska przyznała, że pomogli zabić dziecko w 32 tygodniu ciąży, a w jednym z wpisów jej organizacja informowała o pomocy w zabiciu dziecka w 37 tygodniu ciąży.
Trudno znaleźć osobę w Polsce, która wyrządza więcej zła.
Przestrzegamy, by nie dać się nabrać na łzawe opowieści o spontanicznej pomocy i akurat posiadanych pigułkach na własny użytek. Szalenie smutne, że taka postać jest kreowana na bohaterkę, że w mediach społecznościowych promowane są hasztagi #JakJustyna, że największe media przedstawiają jaką pokrzywdzoną i prześladowaną przez opresyjny rząd.
Mamy nadzieję, że choć wyrok będzie sprawiedliwy. Kodeks karny zabrania pomocnictwa w aborcji. Fakt, że Pani Wydrzyńska mogła przez 16 lat prowadzić przestępczą działalność i jeszcze chwalić się nią w największych mediach, kompromituje wymiar sprawiedliwości. Kompromitujące jest też to, że po wyjściu z sądu od razu poszła obsługiwać telefon śmierci – on powinien być dawno wyłączony. Niestety to pokazuje smutną rzeczywistość – choć prawo zakazuje aborcji na życzenie, to przez to że nie jest ono egzekwowane, dzieci są zabijane. To się musi zmienić!